Wiedziałam, że będzie dobrze. Prawdopodobnie najlepiej na całym wyjeździe. Fragmencik tejże trasy poznałam na początku mojej przygody z Beskidem Śląskim – mowa o Malinowskiej Skale oraz Zielonym Kopcu. Godzinka na grzbiecie dała mi przedsmak tego, co miałam w pełnej krasie uświadczyć na koniec wędrówki. Ten koniec właśnie nadszedł. Piękny, znakomity, słoneczny. Tak jakby Beskidy chciały wynagrodzić mi trudny start, pokazać swoje najdorodniejsze owoce i puścić w świat w totalnej euforii. Spryciule. Najlepsze na koniec pozostawia słodki posmak – pozytywne wrażenie, które trwa pomimo upływu czasu.
Cały tekst przeczytać można tutaj.