To był bardzo przyjemny dzień. Pogoda troszkę pomieszała szyki, ale tylko troszkę. Nie uprzedzajmy faktów.
Na szlak wyruszyłam równo o 7.00, z dobrym humorkiem, mimo ciemnych chmurzysk, precyzyjnie zaścielających całe niebo. Wiadomo było, że lunie, niejasna pozostawała tylko kwestia timingu oraz intensywności. Perspektywa deszczu nie stresowała mnie w ogóle, z dwóch powodów. Po pierwsze, wiedziałam, że koniec końców wrócę na elegancką kwaterę (Willa Nowa Osada) – im więcej schronisk i biwaków zaliczam, tym bardziej doceniam tak oczywiste rzeczy jak bieżąca woda, ciepło czy suche wyrko. Po drugie, najważniejszy punkt tej wycieczki, tj, Stary Groń, miałam osiągnąć dość wcześnie, co dawało mi szansę w wyścigu z deszczem. A potem to sobie mogło lunąć…

Cały artykuł można przeczytać tutaj.

Wyświetlenia:  5