Ostatnio odkrywam Katowice. Pamiętam, jak jakieś 10 lat temu jechałam na pyrzowickie lotnisko. Przyjechałam do Katowic pociągiem i miałam kilka godzin do zabicia. Tak, wtedy jeszcze nie było nowego dworca. Kręciłam się przez godzinę po najbliższej okolicy, próbując znaleźć coś, co przypominałoby renesansową starówkę, do której przyzwyczaiło mnie większość znanych mi polskich miast. Jakiekolwiek atrakcje, które nie są Spodkiem, coś, co można zobaczyć, zwiedzić. W czym bym szybko się odnalazła i „odhaczyła”.
Cały tekst można przeczytać tutaj.